czwartek, 29 września 2011

Zoom on/ Zbliżenie

Karygodna rzecz się stała, otóż wczoraj nie zamieściłam zdjęcia skupiającego się na detalach zdobiących mą dumną pierś, także naprawiam swój błąd. Podoba mi się, że cekiny na tym topie są takie... niecekinowato blade i stanowią bardzo dyskretną ozdobę. Sam wisiorek też skromny, ale przyjechał do mnie aż z Brazylii i oczywiście ma dużą wartość sentymentalną.
Yesterday I forgot to include the picture of the neck details, so today I'm correcting my mistake. The sequins may be pale, but I like the fact they don't stab eyes. The pendant's simple as well, but it's a souvenir from Brazil so precious to me.

środa, 28 września 2011

My dress code/ Mój strój do pracy


Chciałam napisać co nieco o stroju w pracy (celowo omijam słowa dress code :-D), ale ubiegł mnie Szpieg wszędobylski. Ja też mogę się pochwalić, że nie obowiązują mnie żadne sztywne zasady ubioru, bylebym nie przegięła w stronę np. glanów, kolczyków w nosie czy kolorowych włosów. Bardzo się cieszę, że nie muszę nosić żakietów i marynarek, bo czuję się w nich sztywno i jak-nie-ja. Owszem, strój w  pracy powinien być schludny, ale czy trzeba zakładać uniform żeby wykazać się kompetencją? Czy nie mogę pozostać sobą? Z drugiej strony, może czas już spoważnieć i zacząć wbijać się w żakiety? Wyrzucić dopiero co kupionego „orzeszka”? Stać się ‘elęgancką’?
I’d like to reveal that there is no dress code at my work place. Hurrey! I don’t fancy wearing uniforms, especially jackets. I don’t feel myself putting on something like this. On the other hand I’m wondering if I shouldn’t become more serious and smart-looking? Isn’t it high time?

niedziela, 25 września 2011

New and old


Moja bluzka szyta z tej sukienki została ukończona i niniejszym pragnę wprowadzić nową etykietę DIS, czyli skrót od DISFMP (znaczy się Zrób To Ktoś Dla Mnie Proszę, w domyśle ‘bo sama nie potrafię’). Jako że moje umiejętności krawieckie nie wykraczają poza przyszycie guzika i fastrygowanie, bluzkę uszyła dla mnie pani krawcowa. Co prawda nie dogadałyśmy się kwestii w zamka (miał być widoczny na plecach), ale to ja wybrałam wykrój i bluzka wygląda prawie tak jak chciałam. To znaczy nie odebrałam jej retro duszy, a poza tym rozsądnie nie zainwestowałam w skomplikowane szycie, bo nie wiadomo jak długo wytrzyma jej materiał.
Wybaczcie ciemne okulary, ale miałam dziś nie tylko ‘bad hair day’, również ‘bad face day’.

My blouse made from this dress is already in my wardrobe. I hereby represent a new label called DIS meaning Do It Someone (for me, please, because I cannot!). The blouse was made by a professional dressmaker, but I’d chosen such a simple cut to keep the retro spirit of the previous fabric shape.
Forgive me the dark glasses, but I’ve got a bad hair and a bad face day in one.

pants - Vila, jacket - no name, shoes - Clarks, sunnies - Solano

piątek, 23 września 2011

Rooster and new stuff


Mam dziś 'dżinsowy’ dzień… Określenie to wymyśliłam chcąc uniknąć brzydkiego słowa na ‘ch’ i w takie dni faktycznie noszę do pracy dżinsy i nic ciekawego na górę, bo czuję potrzebę odzwierciedlenia nastroju swoim strojem. Niby nic wielkiego się nie stało, ale rozdrażnienie i irytacja nie opuszczały mnie ani na chwilę. Co z tym wspólnego ma kogut ze zdjęcia? Ano ma.
Kiedy mama wyjechała w lipcu w góry, moim zadaniem było opiekować się jej inwentarzem, między innym tym oto zabijaką, który atakuje pazurami wszystkich bez wyjątku, nawet rosłych mężczyzn. Łaskawie przez sześć dni pozwolił mi karmić siebie i swój harem, za to dnia siódmego rzucił się na mnie i rozorał mi łydkę do krwi. Chwyciłam co miałam pod ręką, czyli szpadel, i przywaliłam mu ze wściekłością. Już za ułamek sekundy moje złe traktowanie zwierzęcia obróciło się przeciwko mnie, bo szpadel ześlizgnął się z koguta i trafił mi w duży palec u stopy. Po kilku godzinach nie byłam w stanie założyć buta i choć wszystko niby się zagoiło, palec dokucza mi czasami, np. dziś, gdy próbowałam rozchodzić nowe buty i za daleko się w nich wybrałam.
Tak oto kogut-zabijaka przyczynił się do mojego podłego nastroju. Dla pocieszenia mam lumpeksowe łupy – bawełniany sweterek z Benettona i skórzany pasek z metalową klamrą.

Today isn’t a lucky day. Today I’m terrible to live with, I’m more grumpy than usually. On days like this I wear jeans and don’t care about my outfits. What is the connection between my mood and the rooster above? Let me tell you a story.
One day in July my mum went for a trip and asked me to take care of her animals. Her rooster is a brave warrior, who isn’t afraid even of big men. For six days he let me feed himself and his hens, but on the seventh day he attacked me and hurt my calf. I flew into a fury and hit him with a shovel, but it slipped right on my toe. From that day on I have problems with the toe which sometimes hurts, for example today, because I’ve put on new shoes.
This is how the rooster contributed to my bad mood. To comfort myself I’m presenting some new stuff from a second-hand – the cotton pullover and the leather belt with a metal buckle.

środa, 21 września 2011

Chestnuts and acorns


Tato wyjechał tym razem bardzo szybko, ale zdążył zrobić z synkiem kasztanowe zoo. Czyż mój mąż nie jest zdolny?
Before our daddy left, he managed to make a few animals for our son. Isn’t he a talented man?
 Ja natomiast też kupiłam sobie „orzeszka”, i chociaż zapragnęłam takiego jak u Agi, to mój zapał ostudziła cena. 40zł to przesada, dlatego w New Yorkerze nabyłam podobny za pół ceny, jedynie zmieniłam łańcuszek na grubszy, krótszy i kolorystycznie lepiej dopasowany do żołędzia.
I’ve also bought an acorn for myself!
blouse - vintage, pendant - New Yorker 

PS. Nie fotoszopuję zdjęć, uważam że świat jest wystarczająco piękny.

sobota, 17 września 2011

Farewell, dear summer!


Przeczuwam, że dzisiejszy dzień był podarunkiem od lata na jego pożegnanie. Ciepło, rodzinnie i sielankowo – tak u mnie dziś było, a właściwie nie u mnie, tylko na wsi, gdzie chcę mieszkać i mieć w zasięgu ręki wszystkie te miejsca, które przywołują beztroskie, nieświadome wielu spraw dzieciństwo.
Najpierw był spacerek z moimi chłopcami i Fotografem.
I have a feeling that today was a farewell gift from the leaving summer. It was so warm, happy and idyllic! I spent it in the place of my childhood and I hope to settle down there to have everything back around me.
First there was a stroll with my boys and the Photographer.
dress - thrifted, flats - Acord
Przybiegła zdyszana Ania i oznajmiła mi, że niedługo szkolna dyskoteka (!) z okazji Dnia Chłopaka (!) i ona koniecznie potrzebuje ubrań z cekinami, a ja muszę ją ratować i to wszystko kupić. Ania przyszła w swojej własnej stylizacji, którą to Brodaty Wujek nazwał „styl na Litwinkę”.
Ania came to tell me that there is a school disco soon and she desperately needs glamorous clothes. The person obliged to buy them is me, of course. Ania came dressed like this, and that is her own stylization. 
Później mama paliła ziemniaczane łęty. Ten widok, zapach, uwielbiam to! Dlatego powędziłam się trochę bardziej niż trochę, aż mąż nie chciał mnie zabrać do supermarketu. 
Later my mum made fires in the field. I love the sight, the smell, it’s so precious to me! I couldn't resist fooling around in the smoke.

Inne „dzieci” bawiły się w rzut ziemniakiem na odległość, każdy znalazł dla siebie zajęcie, a było nas naprawdę dużo.
Other “kids” played potato throwing. Everybody had something to do and there were many of us.
O zachodzie słońca jedliśmy pieczone ziemniaki, ale wtedy bateria aparatu nie wytrzymała. Te zdjęcia wywołują we mnie dziwne uczucie melancholii i żalu, że jutro już trzeba być dorosłym.
At the sunset we ate potatoes baked in the fire, but the battery was too low to take pictures. When I look at the photos I feel so melancholic and sad, because tomorrow I have to be back an adult.